Podzielę się z Tobą, Drogi Czytelniku, akapitem z rozdziału mojej bezdomności, który piszę już 27 lat. Akapitem, w którym przez ponad 70 dni nie byłem bezdomny. W marcu 2018 roku na zaproszenie sióstr elżbietanek przybyłem do Izraela jako wolontariusz. Zamieszkałem w Ein Karem w pustkowiu św. Jana Chrzciciela u o. Franciszka, który przez czas mojego pobytu w Jerozolimie był moim przewodnikiem.
Różnorodny i zachwycający krajobraz wokół pustkowia zrobił na mnie ogromne wrażenie. Byłem zachwycony tym, co swoją estetyką cieszyło moje oczy przyzwyczajone do widoku chorych i zmęczonych ludzi mijających się korytarzami w schronisku, w którym mieszkam na stałe. W Izraelu świadomie zrezygnowałem z dostępu do telefonu komórkowego oraz telewizora. Przecież świat się nie zawali, jeśli nie poznam bieżących informacji. Dzięki temu zabiegowi mogłem skorzystać z dobra, które mnie spotkało. Miałem czas na przemyślenia, na chłonięcie nowych doznań duchowych, na fascynację różnorodnością flory i fauny. Wsłuchiwałem się w wieczorne wycie kojotów pod moim oknem — a to nie to samo, co ujadający pies z sąsiedztwa.
Dzień rozpoczynałem Mszą Świętą oraz modlitwą na różańcu. Następnie po wspólnym śniadaniu z o. Franciszkiem i jego braćmi w wierze, ten energiczny i pogodny Franciszkanin wyznaczał mi przydział prac, jaki miałem wykonać, by zadbać o zieleń wokół pustkowia. Za każdym razem dokładałem wszelkich starań, aby im sprostać, jednak wymagający teren i nadmiar prac do wykonania skutecznie to utrudniały. Przeprowadziliśmy szczerą rozmowę i dostosowaliśmy zakres obowiązków, które będę w stanie wykonać.
Poświęciłem się zadaniu bez reszty, pokonywałem każdego dnia trasę o różnicy wzniesień wynoszącą 100 m — stromym, ale pięknym zboczem na obszarze 6 hektarów. Ucierpiały na tym moje kolana, odnowiła się rana po odmrożeniu, o którą musiałem zadbać na miejscu. Musiałem nieustannie być czujny ze względu na zagrożenia wynikające z ukształtowania terenu takie jak urwisko, stromizny i inne niebezpieczne miejsca. Niemniej oddanie się powierzonej pracy pozwoliło mi pozostawić po sobie wypielęgnowany i piękny teren. Posadziłem drzewko oliwne, które zapuści korzenie w Ziemi Świętej i będzie moim osobistym symbolem zwycięstwa nauki Jezusa w moim sercu.
Obecność ojca Franciszka podczas tej niesamowitej podróży była dla mnie bardzo cenna i ważna. Jak już wcześniej wspomniałem, ojciec lekko „potknął się” planując mi zajęcia na terenie pustkowia św. Jana Chrzciciela, jednak niewymuszony szacunek, jakim był darzony przez liczne i różnorodne grupy społeczności zamieszkującej Jerozolimę i okolice, zasługują na wielkie uznanie.
Ojciec Franciszek Wiater przebywa w Kustodii Ziemi Świętej od 1997 roku i od tego czasu swoim zaangażowaniem oraz postawą zyskał uznanie Arabów oraz Żydów, żyjących ze sobą w konflikcie. Jest osobą bardzo znaną i szanowaną. Dzięki takiemu przewodnikowi każda wyprawa do miejsc kultu religijnego licznie nawiedzanych przez pielgrzymów pozwalała mi bez przeszkód uczestniczyć w ich odkrywaniu i przeżywaniu.
Mój podziw wzbudzają także niespożyte pokłady energii drzemiące w ponad-70-letnim Franciszkaninie. Jestem mu wdzięczny za poświęcony czas, który dzielił między mnie a swoje liczne obowiązki, za rozmowy, opiekę, ogrom cennych informacji o każdym miejscu, które dane mi było odwiedzić.
O. Franciszek pokazał mi, jak żyje miasto, w którym zderzają się zróżnicowane religie. Każdy tydzień trwa trzy dni, ponieważ z czwartku na piątek świętują Arabowie, z piątku na sobotę Żydzi, a w niedzielę chrześcijanie. W takim świecie trzeba nauczyć się funkcjonować, wiedzieć kiedy i u kogo zrobić zakupy, oswoić się z widokiem uzbrojonych w karabiny mężczyzn i kobiety. Izrael jest bowiem w stanie wojny od dziesięcioleci.
Dawno nauczyłem się żyć ze swoją bezdomnością, pogodziłem się z nią, ponieważ bez tego nie potrafiłbym być człowiekiem szczęśliwym. A za takiego się uważam. Jednak możliwość przebywania w Ziemi Świętej i poczucie przynależności do ogółu społeczeństwa, do zwykłych ludzi nieskategoryzowanych pod względem posiadania własnego domu, było dla mnie szczególnym i cennym doświadczeniem. Na nowo i świadomie przeżyłem osobiste związanie z Chrystusem, kiedy w rzece Jordan odnowiłem przyrzeczenia chrzcielne. Czas spędzony w Izraelu dopracował moje człowieczeństwo.
Do swojej ojczyzny i stałych obowiązków wróciłem wyciszony i bardziej uduchowiony. Dziś przerzucam karty mojej historii i dzielę się z Tobą przeżyciami wolontariusza, pielgrzyma, CZŁOWIEKA.